kolonialna perełka - Paraty

     Ostatni etap podróży. Towarzyszyły mi skrajne emocje. Wcale nie mniejsze od tych, które mną targały stawiając pierwszy raz nogę w nowym dla mnie świecie. Olbrzymi smutek na myśl, że muszę opuścić ten kontynent z niezliczoną ilością pięknych miejsc, których nie zdążyłem zobaczyć. Z drugiej radość na myśl spotkania z rodziną i możliwości podzielenia się wrażeniami.
      Paraty - stolica regionu o tej samej nazwie. Rajską wyspę zamieniłem na ongiś kolonialny port, z którego Portugalczycy transportowali złoto na stary kontynent. Późnym popołudniem dotarłem do mojego hostelu położonego nad samym oceanem. Miejscowość o niesamowitym klimacie. Nieduża i urokliwa. Przejść ją można wzdłuż i wszerz w kilka godzin. Warto jednak przysiąść w jednej z uliczek w lokalnej knajpce. Zamówić szklaneczkę tradycyjnej Caipirinha (drink na bazie alkoholu z trzciny cukrowej) i zanurzyć się w melancholijnym, nieśpiesznym tempie życia Brazylijczyków. Życie w takich miejscach - aczkolwiek też turystycznych - biegnie inaczej. Nie uświadczycie tam burzących ład architektoniczny gigantycznych hoteli. Choć miejsce żyje z turystów nie odczuwa się tego w takim stopniu jak w większych ośrodkach. Mogłem spacerować tymi samymi uliczkami raz za razem podziwiając pozostałości tej kolonialnej perełki. Prawił więcej już nie będę. Zapraszam do obejrzenia ostatnich fotograficznych wspomnień z południowoamerykańskiej przygody.
 
 
 
 
 
 

      Niestety każda podróż kiedyś się kończy. Ostatnim etapem było dotarcie na lotnisko Sao Paulo, gdzie mniej więcej dotarłem w środku nocy. Liniami Turkish Airlines wróciłem do miejsca wylotu - Stambułu. Potem jeszcze lot do Budapesztu i Warszawy. Specjalnego podsumowania robił nie będę. więc jeśli macie pytania walcie śmiało. Wiele osób pytało o koszty. Powiem tak. Za darmo to oczywiście się nie odbywa. Zwłaszcza, jak macie niewiele czasu a chcecie zobaczyć jak najwięcej. Jeśli jednak zmienicie priorytety w swoich codziennych wydatkach i zamiast kilku imprez na mieście odłożycie na bilecik to już będzie coś. Poświęćcie trochę na rozpoznanie i poczekajcie na tanie bilety. Mnie dotarcie na ten kontynent i powrót do domu kosztowały 1200 PLN. Jak na podróż na drugi koniec świata cena przyznacie, że niezła. Do tego zdecydujcie się wyjść poza swoją strefę komfortu i obniżcie standard oczekiwanych noclegów, czy środków transportu, a kosztami będziecie zaskoczeni :)  Pamiętajcie. Żyje się tylko raz :)  
      Była to moja pierwsza samotna, tak długa i tak odległa podróż. Wniosków z niej mam wiele. Na dziś podzielę się tylko jednym. Teraz będzie się jeszcze trudniej zatrzymać :)  

3 komentarze:

  1. Muszę przyznać że to jest bardzo ciekawy artykuł. Bardzo fajnie ten artykuł się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze ,że ten blog jest. Na tym blogu jest dużo ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania:)