Norwegia - jak to jest z tymi fiordami? - Akt pierwszy

Trudno z perspektywy czasu napisać coś konstruktywnego. Krótkie wspomnienie mojej pierwszej przygody w tym kraju. 
Późnym wieczorem wylądowaliśmy z kolegą w Stavanger. Po chwili zastanowienia co do miejsca noclegowego wybór pada na brzeg morza tuż za lotniskiem. Namiot rozstawiony - nie bez problemu - pomiędzy wydmami gwarantował może nie najcieplejszy nocleg ale za to widoki na zachodzące słońce jak w pięciogwiazdkowym hotelu :)



Rankiem ruszyliśmy do Stavanger korzystając z nowego dla nas środka transportu - stopa. Młody kierowca pochodzący z Kosowa nadrobił trochę trasy podwożąc nas do samego centrum miasta. Samo miasto zostawiamy sobie na koniec wycieczki ruszając promem do Tau. Stąd przeszliśmy kilakset metrów i załapaliśmy się na kolejengo stopa. Niestety smutny stereotyp Polaka – pijaka o którym się słyszy od czasu do czasu zagranicą, potwierdził się i tu. „Znam jednego Polaka. Prawie zawsze pijany” - rzekł młody Norweg w odpowiedzi na moje pytanie czy kogoś z Polski zna.


Wracając do tego Norwega, który nas podwoził. Mimo że chłopakowi nie było po drodze, on również nadrobił trasy i podwiózł nas na sam początek szlaku. Turysta a właściwie podróżnik jest inaczej traktowany niż w innych miejscach Europy. A zwłaszcza w Polsce.
Wędrówkę wśród przyrody czas zacząć!
 

Czysta przyjemność! Tu nie ma co pisać. Tu się tylko patrzy i delektuje. Do celu docieramy w miarę wcześnie. Pulpit Rock - Preikestolen. Skalna półka, na której ludzi w środku dnia jak na Krupówkach. Jako że w planie był nocleg w tym miejscu, był czas na odpoczynek i spacer po okolicznych wzniesieniach. Wieczorem następuje cisza. Półka tylko dla nas. Miejsce noclegowe perfekcyjne. Otoczone z jednej strony skałami. A piętro niżej główna atrakcja.




Następnego dnia rozważamy możliwe opcje dalszej wędrówki. Wybór pada na szlak wiodący wzdłuż fiordu do samego Lysebotn. Naszym celem jest leżące mniej więcej w połowie drogi Bratelli Kai. Zarezerwowałem telefonicznie prom na następny poranek. Trasa długa nie jest ale przejście jej zajęło nam niemal cały dzień. Cały dzień a spotkaliśmy tylko 3 osoby na trasie. Delektowania się widokami ciąg dalszy :)


Dotarłszy na miejsce musieliśmy znaleźć miejsce na nocleg a to nie należało do najłatwiejszych. Udało się. Namiot rozbity pod kilku-stopniowym kątem nie był najtragiczniejszą opcją do spania ale i 3 gwiazdek bym mu nie dał. Zszedłem na przystań sprawdzić czy dotarliśmy w właściwe miejsce (tak dla pewności), gdzie też spotkałem dwóch Anglików (tak koło 50-tki). Nie zapomnę ich min kiedy uświadomiłem ich, że prom, który płynie popołudniu fiordem nie zatrzyma się na tej przystani jeśli nie dokonali wcześniejszej rezerwacji. Musieli wracać całą trasę którą przeszli z powrotem a była już dość późna pora. Choć im współczułem nie miałem jak pomóc poza wymachiwaniem w kierunku przepływającego promu z nadzieją, że zmieni kurs. Niestety nie zmienił. Musieli wracać.

Słonecznym rankiem niemalże pusty prom zabiera nas do Lauvik. Na promie poprosiłem o gorącą (wrzącą) wodę do termosu, co by jakiejś herbaty choć trochę się napić. Od 3 dni jechaliśmy na suchym prowiancie i zimnej wodzie- m.in. z górskich potoków – więc pragnienie czegoś ciepłego w nas wzrosło. Niestety okazało się że wrzątku nie ma, co najwyżej całkiem gorąca woda. Niewiele myśląc zalałem termos nawet taką.


Z uśmiechem od ucha do ucha po bliskim spotkaniu z naturą ruszamy autobusem do Sandness, skąd pociągiem dotarliśmy do Stavanger.


Podczas podróży nie udało się zrealizować jednego z celów wycieczki - Kjerag. Szczytu, na którym znajduje się Kjeragbolten - głaz wiszący pomiędzy klifami kilkaset metrów nad ziemią.
Z obcej waluty zostało mi i koledze łącznie około 90 koron (trochę poniżej 50 PLN). Postanowiliśmy spożytkować je w lotniskowej knajpce. Niestety spojrzenie na cennik szybko sprowadziło nas na ziemię. Starczyłoby nam na jednego hamburgera.... 
Mimo spędzonych tylko 4 dni w tym pięknym kraju zdążył mnie w sobie rozkochać. Jestem pewny, że to nie moja pierwsza wizyta w tym iście tolkienowskim świecie, gdzie tyle jest jeszcze do zobaczenia :) Ponoć to kraina troli :) muszę to sprawdzić...



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania:)