Szycha Kwiat w miejskiej dżungli - Sao Paulo - trochę niechciany przystanek

      Wyobrażacie sobie ponad połowę ludności naszego kraju w jednym mieście? Tyle mniej więcej ma cała aglomeracja Sao Paulo - największego miasta Ameryki Południowej. Wielomilionowe miasto nie ma specjalnie dużo do zaoferowania turystom. Tu się przede wszystkim pracuje na brazylijski PKB. Po przebrnięciu wielu relacji w Internecie, chciałem zwiedzanie go sobie nawet darować. Niestety, jak się przylatuje i odlatuje z jednego miasta  to najłatwiejsze to nie jest. Zwłaszcza, jak nie chce się ryzykować jakimiś obsuwami w planie podróży. Tak było w moim przypadku. Właśnie dlatego to taki trochę "niechciany przystanek". Jeden nocleg. Jeden dzień zwiedzania.

      Po 13 godzinach lotu ze Stambułu, moje nogi, wieczorną porą stanęły na nowym kontynencie. Zegareczek cofam o 4 godzinki do tyłu względem czasu w Polsce. Dotarłem do hostelu po 20 (informacje praktyczne na końcu relacji). Zmrok już zapadł więc tyłka nie ruszam poza hostel. Raz, że w sumie nie mam po co. Dwa, trochę byłem zmęczony. Trzy. Tyle historii człowiek się naczytał, że średnio mi się widziało spacerować samemu po zmroku w dzielnicy za wiele nie mogącej zaoferować. Czas spać.

      Początek następnego dnia był trochę zniechęcający. Plecak zostawiłem w hostelu - odbiorę go po południu. Do centrum dostawałem się metrem ze stacji Tatuape. Godziny szczytu. Pomimo, iż stałem w odległości mniej więcej metra od wejścia do wagonu, załapałem się dopiero na 4 pociąg… Mogłem w sumie wcześniejszy ale olbrzymiego parcia nie miałem. Mam czas. Takiego ścisku, to jak żyje nie pamiętam. Wychodząc - choć trudno to tak nazwać - wręcz wyleciałem jak wystrzelony pocisk, zatrzymując się dopiero na jakimś filarze. Jazda bez trzymanki!
Obejście głównych atrakcji centrum, które sobie założyłem, zajęło mi bez pośpiechu 5 godzin. Zaliczyć do nich można: Katedra Se, Sao Bento, Dworzec Luz, Targ Miejski.
 
 
      Za jeden z celów pobytu w Sao Paulo postawiłem sobie wejście na któryś z wyższych wieżowców (może i najwyższy), co by zobaczyć ten betonowy świat z innej perspektywy. Banespa Tower (inaczej Edificio Altino Arantes) - 161 metrowy wieżowiec. Wejście nijak oznaczone. Żadnych kolejek je sugerujących. Próbowałem rozpytać się trochę miejscowych ludzi ale nikt ani słowa po angielsku. Pytałem również funkcjonariuszy policji. Ci też nie szprechają nic a nic w kontaktowym dla mnie języku. Już zrezygnowany zagaduję do kolejnej grupki policjantów (czterech):
-Mówicie po angielsku?   
-Tak [Odpowiada jeden z nich]
-Rewelacja! To powiedzcie mi gdzie jest wejście do wieżowca Banespa? Chciałbym zobaczyć miasto z góry.
-Tam. Ale niestety zamknięte. [angielskojęzyczny policjant naradza się z innymi].  Ale można wejść na inny.
-Gdzie? [Pytam ja] 
Policjant naradza się z ponownie z kolegami i macha ręką, pokazując żebym szedł z nimi mówiąc: 
- Choć. Potowarzyszymy Ci. 

Takim oto sposobem miałem prywatną eskortę czterech funkcjonariuszy. Kwiat szycha. Ruszyliśmy więc razem. Tempo, jakie narzucili policjanci było niewiarygodne. Obrazując powiem tak. Tak wolno to ja nawet zbierając grzyby w lesie nie idę - pewnie dlatego mało ich zbieram :) "Oby ten budynek był blisko, bo jeśli będziemy szli tym tempem to dnia nie starczy" - pomyślałem. Na szczęście budynek był blisko. Policjanci nie tylko podprowadzili mnie pod budynek ale i pomogli mi się również do niego dostać. Co najlepsze w tej historyjce, to to że dwóch policjantów postanowiło towarzyszyć mi nawet na samej górze. Trudno powiedzieć czy bez ich pomocy mógłbym wejść na górę. Oprócz mnie, w tym samym czasie weszła tylko jakaś zamknięta grupa Brazylijczyków. Ja oczywiście poza kolejką :) Wejście na jeden z wieżowców to świetne rozwiązane jeśli chcecie zobaczyć, jak wygląda prawdziwa miejska dżungla, największego miasta Ameryki południowej. Ogólnie powiem tak. Mają cholercia rozmach. Betonowy las.

 
      Rozwiązaniem, które mi się spodobało w Brazylii i które praktykowałem, było jedzenie na wagę. Serwowane w różnych garmażerkach itp. miejscach. Bierzesz zastawę, nakładasz co chcesz i ważysz. Dostajesz karteczkę z wagą swojego zamówienia  i zapłatę uiszczasz po skonsumowaniu. Popróbować można sobie naprawdę wielu potraw. W dzielnicy w której miałem hostel (okolice Tatuape) jadłem za około 30 R$ (30 zł) za kg. Cena naprawdę niezła. Najadłem się za jakieś 13 reali jeśli dobrze pamiętam. 
      Potwierdzić mogę to co niemal wszyscy odwiedzający to miasto. Bardzo duża ilość bezdomnych. Co by nie powiedzieć mają tacy łatwiej niż w naszym kraju. Nie zamarzną śpiąc na ulicy. 
Wracając metrem do hostelu zdałem sobie sprawę, że wszyscy policjanci spotkani na ulicach ubrani byli w kamizelki kuloodporne. Dopiero to uświadomiło mi, że historie, o których czytałem, a których nie chciał bym powtórzyć nie były wyssane z palca. Choć może i nasi stróże prawa mają takie kamizelki a mrożące krew zaczytane historie z Brazylii sprawiły, że zwróciłem na to uwagę właśnie tam.
      Podsumowując jeden dzień w Sao Paulo mogę powiedzieć: nie taka ta Brazylia straszna jak ją malują, a Sao Paulo na jeden dzień jest jak dla mnie w sam raz. Nie mniej jednak, to co najlepsze w tej podróży dopiero miało nadejść. W następnej relacji będzie więcej zdjęć i będzie już bardziej kolorowo. Dotrę do Boliwii. Zapraszam do śledzenia. Na sam koniec orientacyjna mapka mojej trasy po Ameryce Południowej :)  Czerwone linie to loty a niebieskie transport naziemny :)
Praktycznie:
- Dojazd z lotniska: W celu zaoszczędzenia kilkudziesięciu reali można dojechać autobusem miejskim z lotniska do stacji metro Tatuape za 5,7 R$ (5,7 zł) gdzie możemy przesiąść się do metra.
- Nocleg w hostelu Jardim w okolicach metra Tatuape  

Koszty: Wartość reala Brazylijskiego na moment mojego wyjazdu odpowiadała naszej Złotówce. Zatem 1 R$ = 1 PLN 
Autobus Tatuape  2 x 5,55 = 11,10
Obiad 13,25
Metro – 3 razy 3,75= 11,25
Zakupy – ciastka, picie, woda - 4
Nocleg 50
Bilet do i z Ameryki Południowej na trasie - Bolonia-Stambuł-Sao Paulo-Stambuł-Bolonia  798 PLN

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania:)