Honeymoon - czyli Londyn - Lizbona - Madera - Londyn



        „Podróż poślubna z noclegiem na lotnisku? - nie no chyba sobie jaja robisz” rzekł mi jeden kolega. A no tak się zaczyna moja/nasza wersja przygody. Spokojnie. Tylko jeden nocleg na lotnisku. Reszta zaplanowana w sposób bardziej cywilizowany.
Do Londynu (na lotnisko Stansted) przylecieliśmy wieczorem. Musieliśmy dostać się na poranny lot do Lizbony z lotniska Gatwick. Z uwagi na to, iż mało by było czasu na sen w ewentualnym hostelu odpuściłem nocleg w hostelu lub czymś podobnym. Nocny spacerek? Czemu nie :) Do przejścia jakieś 6km - z Baker Street w okolice Earl's Court, skąd dostaliśmy się easybusem na lotnisko Gatwick. Dlaczego nie metrem spytacie? Po pierwsze taniej, a po drugie bezdeszczowa pogoda. Głupotą było więc nie skorzystać z okazji by zobaczyć choć trochę stolicy nocą.
Z miejsc, które kojarzę ze spaceru to Harrods - wiecie taki mały shopping sobie zrobiliśmy:)
Mimo, że nigdy nie byłem przekonany do tego miasta (w sumie sam nie wiem dlaczego), to pierwsze wrażenia (nocą) były bardzo pozytywne. Na podwieczorek lub raczej kolacje zahaczyliśmy do McDonalda. I tu muszę stwierdzić rzecz dziwną - późnym wieczorem mało było otwartych lokali gastronomicznych (przynajmniej w tej części Londynu) ale za to z ubraniami większość. No tak. Jak już umierać z głodu to przynajmniej ładnie ubranym:)