Dolina księżycowa i dawny lodowiec Chacaltaya - burza z gradem na wysokości 5 tys. metrów

      W okolicach La Paz jest trochę ciekawych miejsc do zobaczenia. Na wszystkie nie miałem czasu. Musiałem się więc na coś zdecydować. Wybór padł na dawny ośrodek narciarski Chacaltaya i dolinę księżycową.  Dotarcie samemu w krótkim czasie do tej pierwszej atrakcji - położonej około 30 km od LA Paz - do najprostszych nie należy. Dlatego też zakupiłem wycieczkę, która obejmowała odwiedzenie obu wspomnianych miejsc.  
Pierwszy punkt to Chacaltaya - dawny ośrodek narciarski.
Pobudki, które stały u podstaw odwiedzenia go były dwie. Pierwsza to położenie ośrodka na wysokości 5300 m. n.p.m. - najwyżej położony ośrodek narciarski na świecie, jak piszą internety. Drugi to to, że ten ośrodek "był". A dlaczego "był"? W skutek ocieplenia się klimatu nie ma tam już po prostu śniegu. Lodowiec Chacaltaya - zimna droga w języku Ajmara - przestał istnieć. I niech ktoś mi powie, że klimat się nie zmienia.  
Pogoda podczas tej jednodniowej wycieczki niestety nie była zbyt łaskawa. Dlatego też i zdjęcia nie oddają piękna odwiedzonych miejsc. 
O tym, że nie była łaskawa przekonaliśmy się po dotarciu do pierwszego celu. Ciemne chmury zaczęły spowijać niebo. 
W okolicach ośrodka można było odbyć mały, kilkudziesięciominutowy treking po okolicznych szczytach. Nie mogłem się temu oprzeć i to mimo nie najlepszej pogody. Dzięki temu pokonałem własną granicę wysokości na jakiej się znalazłem. (latania samolotami nie liczę). 5400 m.n.p.m. Wysokość, na której człowiek zaczyna odczuwać brak tlenu przy większym wysiłku. A tym jest nawet mały krok pod górę. W pewnym momencie zerwał się naprawdę silny wiatr. Chwiejąc się jak chorągiewka na wietrze zdążyłem wbiec do opuszczonego ośrodka w idealnym momencie. Burza i grad. Tego gradu spadło takie ilości, że zabielona została cała okolica. Okazało się to sporym problemem w naszej drodze powrotnej. Napadało go tyle, że zjazd autobusem wąską drogą stał się po prostu ryzykowny. Drogą, która w normalnych warunkach nie należy do zbyt bezpiecznych dla pojazdu wielkości autobusu. A co dopiero w takich warunkach, jak nas spotkały. Po pewnym czasie kierowca i przewodnik wyszli z autobusu i zaczęli odgarniać śnieg własnymi nogami....
 
 
Całe szczęście, że towarzystwu, które miałem w czasie wycieczki - poza małymi wyjątkami - humor dopisywał. "No trudno, będziemy musieli to jakoś przetrwać. To kogo zjadamy jako pierwszego?" Rzucił jeden z Kanadyjczyków po czym dodał, wbijając wzrok w młodą dziewczynę: "O, Ty wyglądasz młodo i apetycznie. Idziesz na pierwszy ogień". Salwy śmiechu na ten i tym podobne teksty przerywane były "radzeniem", co robimy dalej. Po pewnym czasie grad przestał padać i to co z niego zostało zaczęło topnieć. Kierowca i przewodnik postanowili jechać dalej. Większość z nas nie miała jednak zamiaru ryzykować. W tym ja. Wysiedliśmy z autobusu i najgorszą część trasy pokonaliśmy idąc za autobusem. Mniej więcej po jednym kilometrze wsiedliśmy i ruszyliśmy już wszyscy w kierunku drugiej atrakcji. Była nią dolina księżycowa, która swą nazwę zawdzięcza niezwykłym strzelistym formacjom skalnym. Koszt takiej jednodniowej wycieczki obejmującej dwa odwiedzone przeze mnie miejsca to 100 BOB (55 zł) + 30 BOB (16,53 zł) za wejściówki do odwiedzanych miejsc. Wrażenia wizualne z pewnością byłyby lepsze gdyby nie pogoda. Pomimo tego, grad w górach i podążanie piechotą za autobusem to jedna z ciekawszych przygód podczas tego wyjazdu :) 
 
 
 


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania:)