Stolica Belgii szybkim krokiem

 Czy siedem godzin wystarczy na poznanie zamieszkałej przez Flamandów i Walonów stolicy Belgii? Już samo postawienie takiego pytanie raczej jest nie na miejscu. Właściwszym będzie  - jak zagospodarować te 7 godzin? Ile osób, tyle zapewne odpowiedzi na to pytanie. 
 Ten wyjazd to jesienny, tygodniowy Eurotrip, na który wybrała się ze mną dwójka znajomych. 
Mój pomysł na Brukselę wyglądał tak. Po przyjeździe z lotniska Charleroi, wysiadamy w Brukseli na dworcu Gare du Midi, skąd metrem, udajemy się na stację Merode (z przesiadką na stacji De Brouckere).
Pierwszą atrakcją na trasie był park Cinquantenaire z muzeum sił zbrojnych i historii militarnej. Niewątpliwy plus to darmowe wejście. Wiele ciekawych eksponatów od czasów wojen napoleońskich do II wojny światowej. Od unikalnych mundurów i makiet okrętów po autentyczne myśliwce.
 
  
    
  

 Podążając drogą na zachód docieramy do Parlamentu Europejskiego. Miejsce, którego chyba nikomu specjalnie przybliżać nie trzeba. Sami się również nie zagłębiliśmy w kwestię można czy nie można do niego wejść. Parliśmy dalej.  
 
   
Jednym z zabytków, który mieliśmy okazję podziwiać i nad którym warto chwilę poświęcić, była gotycka katedra św. Michała i Guduli. Jej piękne fasady, tak jak i wnętrze rozświetlone przez promienie jesiennego słońca robiły niesamowite wrażenie. 
 Centralnym punktem Brukseli jest rynek zwany Wielkim Placem. Stanowi szereg zabytkowych budynków z IV wiecznym ratuszem na czele. Całość wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jedyne z niewielu miejsc, które byłbym skłonny odwiedzić ponownie w tym mieście. Tylko na przełomie sierpnia, kiedy to co dwa lata można podziwiać tam niesamowity dywan z kwiatów.
       Ogólnie rzecz biorąc, miejsca które w czasie podróży odwiedzam podzieliłbym na te, które mają same w sobie walory wizualne, te które są znane z tego że są znane i wreszcie te, z którymi wiążą się jakieś historie.
Do tych ostatnich zaliczyć należy niewątpliwie belgijski Manneken Pis - fontanna z nagim sikającym do niej chłopcem. Historii z tym związanej nie przeczytałem przed wyjazdem co uznaje za swój błąd. Jedna z nich mówi o chłopcu, który uratował królewski zamek przed pożarem w sposób uwidoczniony na zdjęciu obok :)  
Niestety pomijając kwestię związane z historią tej atrakcji, nic ciekawego ona ze sobą jak dla mnie nie niesie. (Czym pewnie narażam się znawcom sztuki).
Będąc w Brukseli ponoć nie wypada nie zjeść belgijskich frytek. Skusiliśmy się więc i my. Czym różnią się one od naszych? Na pewno tym, że są grubsze od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Więcej zalet wymyślał nie będę. Nie lubię przydawać zdarzeniom czy też jedzeniu - jak ma to miejsce w tym przypadku - więcej niż rzeczywiście warto.
Małego stresa mieliśmy gdy nadszedł czas naszego powrotu na lotnisko Charleroi. Na właściwym  - wedle oznaczeń od przewoźnika - przystanku byliśmy 20 minut przed czasem. 18:30 wybiła. Autobusu nie ma. O 21 mamy samolot, a do przejechania parędziesiąt kilometrów. Mija 5, 10 minut i nic. Po około 20 minutach jedzie. Tylko po przeciwnej stronie ulicy! Mały sprint za nim i po parudziesięciu metrach udaje nam się wsiąść na przystanku po drugiej stronie. Ufff. Teraz proszę migiem na lotnisko.   
Na Brukselę przeznaczone miałem tylko 7 godzin. Jak dla mnie wystarczająco. Zobaczyłem co chciałem. Belgijskie frytki też wszamałem. Do powrotu nie zachęciło mnie to co tam zobaczyłem, ani też to co wiem, że tam jest ale tego nie widziałem podczas pobytu. Ot zwykłe, zadbane Europejskie miasto. Choć może ten dywan z kwiatów któregoś roku w sierpniu. Zobaczymy. 
Wieczornym samolotem wybieramy się do kolejnej Europejskiej stolicy. Tym razem poza UE. Macedonia czeka. Zapraszam niebawem. Będzie ciekawiej :)   

Informacje praktyczne i koszty na osobę:
Bilet lotniczy Lublin-Bruksela - 39zł
Autobus w dwie strony lotnisko Charleroi-Bruksela - 67,5 zł, zakupione przez Wizz transfer.
Bilet na metro 2,1 Euro - można się przesiadać w inną linię metra. 



2 komentarze:

  1. No spoko, to czekam na kolejne miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brukselę odwiedzałem w tamtym roku. Spędziłem w niej nawet więcej czasu niż planowałem, bo został odwołany (na za 2 dni) mój lot powrotny. Co do miasta to byłem w specyficznym okresie, bo w grudniu. Wiadomo, że wtedy jest jarmark świąteczny, efektowne pokazy na Rynku i atmosfera w sumie też jest pewnie nieco inna. Bruksela bardzo mi się podobała, na tyle że być może jeszcze wyskoczę do niej w tym roku.

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania:)