Choćby nie wiem jak pięknych słów użyć i ilu przymiotników najwyższego stopnia by nie zastosować, to nie oddadzą one piękna tego miejsca. Jeszcze przed wyjazdem wiedziałem, że odwiedziny tam pozostaną w mej pamięci do końca życia. Natura stworzyła coś niebywałego. Coś czego nie potrafię porównać z niczym innym co do tej pory widziałem.
Wodospady Iguazu - bo o nich mowa - można zobaczyć z dwóch stron. Brazylijskiej i argentyńskiej. Różnią się one od siebie. Porównałbym to do kapitalnego spektaklu. Z tą różnicą, że w jednym z nich jesteś widzem a w drugim trochę uczestnikiem. Zobaczyć warto oba. Przeznaczyć na to wypada przynajmniej 1,5 dnia. Tyle też zajęło to mi.
Trochę wbrew poradom wielu osób, które już tu były, swoją wędrówkę zacząłem od strony argentyńskiej. Po trzech lotach jednego dnia (Calama - Santiago de Chile - Sao Paulo - Iguazu), o pierwszej w nocy dotarłem na lotnisko Foz do Iguazu (lotnisko położone w Brazylii). Autobusy nocne już nie kursowały. Musiałem skorzystać z taksi. Udało się znaleźć współpasażera, dzięki czumu koszty dojazdu do miasta były niższe (ok 27 R$ na głowę). Po kilku godzinach snu w komfortowych warunkach (hostel Che Legarto) wstałem około godz. 7 rano. O dziwo całkiem wypoczęty. Chyba na samą myśl o tym co zobaczę. Z ulicy sąsiadującej z głównym dworcem złapałem autobus do miasteczka Puerto Iguazu położonego w Argentynie. Na granicy krótki postój i piecząteczki w paszporcie. Do samego miasteczka dojazd nie jest konieczny. Można wysiąść przy drodze prowadzącej nad wodospady. Tak też uczyniłem. Tam z grupką poznanych osób złapałem taksówkę. W kasach do parku po stronie argentyńskiej nie można płacić niestety kartą. Problem w postaci braku peso rozwiązał taksówkarz, który wymienił mi walutę. Najlepiej na tym może i nie wyszedłem ale bolesnych strat też nie odczułem, a i czas na ewentualne poszukiwania kantoru w mieście zaoszczędziłem. Zwiedzenie jednego z najpiękniejszych miejsc na Ziemi zajęło mi około 6 godzin. Miejsca gdzie nawet motyle są że tak to ujmę gościnne. Wystarczy wyciągnąć na sekund kilka rękę i po chwili, jakiś kolorowy okaz rozsiądzie się na niej wygodnie. Dla zwiedzających udostępnione są trzy poziomy/ścieżki zwiedzania. Do jednego z nich nazywanego "diabelska gardziel" podjedziemy specjalną kolejką. Do pozostałych dwóch dotrzemy już na własnych nóżkach. Idąc specjalnie przygotowanym pomostem, z metra na metr coraz donioślejszy staje się odgłos szumiącej wody. Szum przeradza się w prawdziwy huk. Nareszcie! Iguazu na żywo!
Trochę wbrew poradom wielu osób, które już tu były, swoją wędrówkę zacząłem od strony argentyńskiej. Po trzech lotach jednego dnia (Calama - Santiago de Chile - Sao Paulo - Iguazu), o pierwszej w nocy dotarłem na lotnisko Foz do Iguazu (lotnisko położone w Brazylii). Autobusy nocne już nie kursowały. Musiałem skorzystać z taksi. Udało się znaleźć współpasażera, dzięki czumu koszty dojazdu do miasta były niższe (ok 27 R$ na głowę). Po kilku godzinach snu w komfortowych warunkach (hostel Che Legarto) wstałem około godz. 7 rano. O dziwo całkiem wypoczęty. Chyba na samą myśl o tym co zobaczę. Z ulicy sąsiadującej z głównym dworcem złapałem autobus do miasteczka Puerto Iguazu położonego w Argentynie. Na granicy krótki postój i piecząteczki w paszporcie. Do samego miasteczka dojazd nie jest konieczny. Można wysiąść przy drodze prowadzącej nad wodospady. Tak też uczyniłem. Tam z grupką poznanych osób złapałem taksówkę. W kasach do parku po stronie argentyńskiej nie można płacić niestety kartą. Problem w postaci braku peso rozwiązał taksówkarz, który wymienił mi walutę. Najlepiej na tym może i nie wyszedłem ale bolesnych strat też nie odczułem, a i czas na ewentualne poszukiwania kantoru w mieście zaoszczędziłem. Zwiedzenie jednego z najpiękniejszych miejsc na Ziemi zajęło mi około 6 godzin. Miejsca gdzie nawet motyle są że tak to ujmę gościnne. Wystarczy wyciągnąć na sekund kilka rękę i po chwili, jakiś kolorowy okaz rozsiądzie się na niej wygodnie. Dla zwiedzających udostępnione są trzy poziomy/ścieżki zwiedzania. Do jednego z nich nazywanego "diabelska gardziel" podjedziemy specjalną kolejką. Do pozostałych dwóch dotrzemy już na własnych nóżkach. Idąc specjalnie przygotowanym pomostem, z metra na metr coraz donioślejszy staje się odgłos szumiącej wody. Szum przeradza się w prawdziwy huk. Nareszcie! Iguazu na żywo!
Trochę zmęczony ale szczęśliwy jak nigdy dotarłem na lotnisko. Te dwa niesamowite dni to świetny kontrast w stosunku do surowych, pustynnych krajobrazów, które miałem przed oczami przez kilka poprzednich dni.
Koszty:
2 x Nocleg w hostelu Che Legarto 60R$ = 60 PLN
Wejście nad wodospady strona argentyńska ok 80 PLN (300 ARS)
Wejście nad wodospady strona brazylijska 56 R$ - 56 PLN
Wejście do parku ptaków - 34 R$ - 34 PLN
Kosztów transportu niestety nie pamiętam a zapiski zgubiłem. Nie były one jednak znaczne.
Byłam, widziałam, potwierdzam!!! :-)
OdpowiedzUsuńBosko . Tez bym chciała tam kiedyś pojechać i zobaczyć na własne oczy :)
OdpowiedzUsuńjakie okres najlepszy aby poznać piękno i ogrom wodospadów ??
OdpowiedzUsuńcały rok :) Choć mniej więcej od maja do końca sierpnia spada tam mniej deszczu przez co jest szansa na pewniejszą pogodę.
UsuńTrzeba posiadać umiejętności redaktora, żeby tak fajnie prowadzić blog i pisać takie udane artykuły.
OdpowiedzUsuńDziękuje pięknie za tak miłe słowa. Zachęcają do dalszej pracy :) Choć bloger ze mnie raczej żaden patrząc na częstotliwość zamieszczania postów. Tak czy się bardzo mi miło, że ktoś to czyta a tym bardziej docenia ;)
Usuń