Krótka bajka o tym jak wygląda troll i jak długi ma język - Norwegia 2014

        Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądają trolle i jak długie są ich języki? Ja już wiem :) chcesz i Ty? Zapraszam do przeczytania relacji z krainy trolli. Zdjęcia polecam oglądać w pełnym rozmiarze po kliknięciu w nie.

Jak przeżyć fantastyczną przygodę za mniej niż trzysta złotych? Oto moja recepta.
     Wybraliśmy się we trójkę. Ja, moja żona Asia i kolega Krzysiek. Po niespełna dwugodzinnym locie z Warszawy około 8 rano kołujemy na lotnisku Oslo Torp. Pierwszym elementem naszej 5-dniowej podróży była przejażdżka pociągiem. W Europie jest kilka tras kolejowych zapewniających niezapomniane wrażenia. Ta którą obraliśmy my pretenduje do miana najlepszej. Tak przynajmniej twierdzi Lonely Planet http://www.lonelyplanet.com/norway/travel-tips-and-articles/76243).
 Trasa Torp-Bergen z przesiadką w miejscowości Drammen. Bilety zakupione z wyprzedzeniem w kolejach nsb.no, w opcji miniprise kosztowały nas 120 zł za osobę.  20-minutowy spacerek z lotniska i jesteśmy na stacji kolejowej Torp. Mamy ponad dwie i pół godziny do naszego pociągu. Chcieliśmy załapać się na jeden z wcześniejszych na tej samej trasie ale konduktor wyjaśnił mi, że bilety zakupione w opcji miniprise do tego niestety nie uprawniają. Tak więc czekamy.
Bardzo cichym i komfortowym pociągiem po godzince jazdy dotarliśmy do miasteczka Drammen, gdzie mieliśmy prawie 4 godzinną przerwę w oczekiwaniu na pociąg do Bergen. Czas wykorzystaliśmy na zwiedzenie okolicy. Miasto nieduże ale ładne - zresztą jak cała Norwegia w moich oczach.



 
  
Ruszamy w kierunku Bergen. A dlaczego "w kierunku" a nie "do"? Mimo, że bilety kupiłem do Bergen właśnie, to w trakcie planowania podróży narodziła się koncepcja by wysiąść wcześniej. Powodów była kilka. Po pierwsze, będzie bliżej do naszego następnego celu podróży. Po drugie, łatwiej będzie znaleźć miejsce na rozbicie namiotu niż w centrum dużego miasta. Po trzecie, późna pora przyjazdu, więc po zachodzie słońca widzielibyśmy z okien pociągu i tak coraz mniej.

Zdjęcia z pędzącego pociągu nie oddają w pełni tego co się widzi. Trasa słusznie uznawana za jedną z najpiękniejszych w Europie. To niesamowity katalog krajobrazów, na które składają się góry, doliny, jeziora, rzeki i wodospady. Wszystko co w Norwegii najlepsze w pigułce :) Mimo, że jazda pociągiem na ogół mnie usypia, to widoki za oknem przykleiły mnie do szyby i spać nie dały. Jedyny mankament - jeśli można to tak nazwać -  pałania się widokami z pociągu stanowiły wszechobecne tunele, których liczba na trasie jest spora.
 
 
Wysiedliśmy w miejscowości Voss o godzinie 21:35. Niestety aby znaleźć miejsce na nocleg musieliśmy dostać się na przedmieścia miasta. Miejscówka znaleziona nieopodal marketu kiwi:) Zainteresowanym chętnie podam namiary.
        Nasz cel - Trolltunga - język trolla w tłumaczeniu na nasz język.
Ogólne założenie co do podróży na miejscu było proste- wydać jak najmniej pieniędzy. Jak to zrobić skoro to kraj cen z kosmosu, a do przebycia nie małe odległości? Poruszać się stopem. Jest nas trójka, a że dzielić się nie chcieliśmy wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie. 93 km dzieliły nas od miejscowości Skjeggedal, gdzie rozpoczyna się szlak. Na trasie spora liczba tuneli, przez które (w większości) nie można poruszać się niestety pieszo. Potrzebowaliśmy czterech nazwijmy to "stopów" by osiągnąć cel. Poruszanie się w ten sposób pozwoliło nie tylko zaoszczędzić ale i poznać ciekawych ludzi. Za taką właśnie osobę muszę uznać zwłaszcza sympatycznego (jak wszyscy kierowcy, którzy nas wieźli) Norwega w wieku kilka miesięcy przed 50 urodzinami. Skąd ta precyzja w określeniu wieku się zastanawiacie? Otóż, tego stopa złapała Asia. Rozmowa z kierowcą dała odpowiedź dlaczego się nam właściwie zatrzymał. Ten miły pan za parę miesięcy będzie kończył 50 rok życia. Z opowieści wynika, że ma dość już pracy. Kasy ma w bród bo sam pracował przecież tyle lat, a i ojciec mu sporo zostawił w spadku. Teraz chce się bawić, podróżować i cieszyć się życiem. Do tego potrzebuje młodej kobiety w wieku nie więcej najlepiej około 25. 30 to już za stary rocznik jak to określił. Miał żonę i dwie córki w wieku przed 30 :)  Kiedy pod koniec trasy dowiedział się, że Asia to moja żona, mina trochę mu zrzędła. Dobrze, że nas nie wysadził po drodze:) Mało tego, podwiózł nas nawet kawałek dalej niż sam zmierzał:)  
Między 2 a 4 stopem przeszliśmy całkiem nowy, ponad kilometrowy most, nad jednym z najpiękniejszych i najdłuższych fiordów Norwegii - Hardangerfjord.
         Ostatni stop przed szlakiem to 6 km pod górkę dość wąską ulicą. 5-osobowym samochodem w 6 osób? Czemu nie:) Zatrzymuje się Rosyjskie małżeństwo z synem. Miła pani za kółkiem chyba nie była świadoma, że nas jest trójka a nie dwójka:) Ale zanim to do niej dotarło, nasza trójka całkiem przypadkiem, sprytnie zapewniła sobie transport. Krzysiek wsiadał do samochodu, ja pakowałem plecak do bagażnika, a Asia zagadywała kierowcę:) 
Nasz marsz na język czas zacząć:) 11 km przed nami. Na start dokładnie 2465 schodków - jak policzył skrupulatnie Krzysiek - wiodące wzdłuż linii starej kolejki. Przejście tego odcinka z kilkunastokilogramowymi plecakami zajęło nam godzinę - niewątpliwie najbardziej wymagająca część wędrówki. Z tego co wyczytałem dojście do języka trolla zajmuje od 4 do 6 godzin. My potrzebowaliśmy 5,5 godz. Raz, bo z plecakami. Dwa, bo po co się śpieszyć, skoro cała trasa to istna uczta dla wielbicieli obcowania z naturą. Ze szlaku, w oddali widać było wierzchołek trzeciego co do wielkości lodowca Norwegii - Folgeffona, gdzie miałem nadzieję dotrzeć podczas tego wyjazdu.Niestety ze względu na czas i kondycję nie udało się tego punku wyprawy zrealizować.


 
Po małym deszczyku mniej więcej w środku trasy rozpogodziło się na dobre. Ostatni kilometr na myśl o pięknym widoku - nie to żeby ich brakowało - moje nogi same zwiększyły prędkość.
Zastanawiałem się kiedyś, gdzie ten lew Simba z bajki Król lew znalazł taką skałę, z której mógł podziwiać i rządzić całą okolicą. Chyba ją znalazłem :) Kraj a nawet kontynent może i nie bardzo pasuje ale wydaje mi się, że to to samo miejsce. A już tak całkiem poważnie to powiem wam, że marzenia się spełniają. Moim - jednym z wielu oczywiście - było zwiesić nogi z Trolltungi, spoglądając w zachodzące słońce. Udało się. Jeden z najpiękniejszych widoków jakie widziałem i chwil jakie doświadczyłem. Właśnie dla takich momentów się żyje. Dla takich wspomnień poświęca się pewne rzeczy kosztem innych. Żaden, choćby najokazalszy pałac na świecie nie będzie miał dla mnie większej wartości estetycznej niż to co stworzyła matka natura. 
 Schodzący z Trolltungi Czesi zapraszali nas na wieczorne ognisko nieopodal. Przed zmierzchem rozbiliśmy namiot w tej pięknej górskiej scenerii i skorzystaliśmy z zaproszenia. Od jednego z Czechów pada pytanie: Chcecie herbaty? Na samo hasło buzia mi i Asi się uśmiechnęła. Ale to, że nam się uśmiechnęła to nic. Oczy Krzyśka otworzyły się maksymalnie i zaczęły wręcz świecić na myśl o czymś ciepłym :)
Po półgodzinnej pogawędce w międzynarodowym (Polacy, Czesi i Japończyk) towarzystwie czas spać. Zmarzliśmy :( No cóż chciało się noclegu w pięknej scenerii, to trzeba trochę pocierpieć. 

Na szczęście piękna pogoda od samego rana wynagrodziła nam chłód nocy.
Krajobrazy, które nas otaczały w drodze powrotnej nie nakazywały się śpieszyć.
Zejście po tych blisko 2,5 tys. schodkach okazało się zabójcze. Zaraz po ich pokonaniu padliśmy na pobliskiej trawie jak muchy a skutki schodzenia odczuwaliśmy do końca wyjazdu - a ja najbardziej. Chyba kondycji nie przygotowałem do potrzeb wyjazdu w należyty sposób. A pamiętam jak Asię nękałem żeby biegała bo mi padnie a to ona najdzielniej z wyprawą sobie poradziła:)
Stopowanie do miejscowości Tyssedal. Tu się przypadkiem rozdzieliliśmy. Zatrzymały się trzy dziewczyny z Izraela. Krzysiek z Asią się zabrali i wzięli mój plecak. Mnie po 20 minutowym spacerze udało się złapać następnego stopa.
Cel na popołudnie i wieczór to miejscowość Odda. Do niej podwieźli nas Szwajcarzy. Kilka zdjęć, małe zakupy i darmowa kawa w sklepie:) Nocleg znaleźliśmy na bezpłatnym campingu przy szlaku prowadzącym na lodowiec. Nie sądziłem wcześniej, że parówki z ogniska mogą być tak smaczne :) Po miłym wieczorze w sympatycznym towarzystwie młodego Anglika przyszło odespać nasze górskie wędrówki.
 
 

Kolejny dzień i kolejne łapanie stopa. Po bezskutecznych dwóch godzinach postanawiamy się rozdzielić, umawiając się gdzie się ewentualnie spotkamy. Przyniosło to efekt, którego się nawet nie spodziewaliśmy. Krzysiek poszedł kilkaset metrów dalej, po czym dość szybko złapał stopa pokonując kilka kilometrów (głownie przez tunel). Po kilkunastu minutach złapaliśmy stopa i my. Z bardzo miłym Norwegiem przemieżyliśmy130 km! Ale po kolei. Po drodze zgarnęliśmy z trasy i Krzyśka. Początkowo w planie było tylko dotarcie do Jondal, gdzie mieliśmy złapać prom, a następnie udać się nad wodospad Steindalsfossen. Wszystko okazało się o wiele bardziej niezwykłe. Z kierowcą przypłynęliśmy promem. Mimo, że wcale tego nie oczekiwaliśmy zapłacił za nas i nie przyjął ode mnie zwrotu. Zaproponował nam podwózkę do samego Bergen :) Mało tego. Zatrzymał się z nami nad dwoma pięknymi wodospadami po drodze, w tym nad tym o którym już wspomniałem. Jakby tego wszystkiego było mało, podczas jednego z przystanków nad wodospadem kierowca zaszedł do sklepu z pamiątkami i kupił nam książkę o Norwegii po polsku... Nawet nie wiedziałem co powiedzieć kiedy mi ją wręczał. Nie bardzo chciałem ją przyjąć lecz on nalegał. Naprawdę trudno nam było uwierzyć w historię, która nam się przytrafiła. Wiem, że brzmi to dość abstrakcyjnie, a niektórzy mogą sobie nawet dziwne rzeczy pomyśleć ale tak właśnie było.  
 
Korzystając z propozycji naszego mistrza kierownicy, w Bergen udaliśmy się na wzgórze Floyen, gdzie postanowiliśmy znaleźć miejsce na nocleg. Pogoda się popsuła. Deszczem w sumie zdziwieni nie byliśmy. W końcu dodarliśmy do światowej stolicy deszczu :) 250 dni deszczowych w ciągu roku! Powodów do narzekania nie było uwzględniając pogodę, jaka nam się trafiła w poprzednie dni.
Za pomysłem Asi namiot rozbiliśmy pod jedną z drewnianych wiat w trollowej, leśnej krainie na szycie góry. To był strzał w dziesiątkę. Tropik namiotu na wiele by się raczej nie zdał zważywszy na całonocny rzęsisty deszcz. Z rana kiedy już się wypogodziło mały spacerek po wzgórzu  na którym znajduje się punkt widokowy na miasto i park trolli. Przynajmniej już wiem jak one wyglądają :)

a tak właśnie wygląda troll :) aż się chciało przytulić :)
 
 
 
      Kulturalna stolica Norwegii, za jaką uważa się Bergen, nie przypadkiem przyciąga rzesze turystów. Ma wiele ciekawych miejsc niejednokrotnie zachęcających do wydawania koron. Jednym z nich jest rybny targ oferujący owoce morza wszelkiego rodzaju. Niestety nasze kubki smakowe poza olbrzymią ilością wydzielonej śliny nie posmakowały żadnego z tych specjałów. Nie za takie ceny. Jak rzekł nasz kierowca - tu nawet jak na Norwegów jest za drogo.
Główne atrakcje miasta można zwiedzić w kilka godzin. Tak też uczyniliśmy. 
Najbardziej rozpoznawalne to oczywiście Bryggen - hanzeatyckie budynki handlowe położone na nabrzeżu.
 

    Już podczas zeszłorocznego pobytu w Norwegii ten kraj rozpalił we mnie uczucie do siebie ale ten wyjazd wręcz zadurzył. Piękna natura niezniszczona przez człowieka. Nie mam najmniejszych wątpliwości - jeszcze wiele zakątków pozostało tu do odkrycia.
A więc "jak wygląda troll?" - już odpowiedziałem, a właściwie pokazałem :) A jak długi ma język? Na oko z 30 metrów. Nie wierzycie? Wybierzcie się sprawdzić :)
Nasz tercet podróżniczy :)
 
Koszty na osobę:
-bilety lotnicze 119zł plus jeden bagaż rejestrowy na trzy osoby 240/3 = 80zł (dla nas za free dzięki zgromadzonym punktom Wizzair)
-bilet na pociąg na trasie Torp-Bergen 120
-wydatki na miejscu około 15 zł na osobę (bilet na trasie Bergen-lotnisko)
- dojazdy na lotnisko dla każdego wyjdą inne. Nas wyszło koło 100zł
-jedzenia nie liczę do kosztów bo przecież w domu też trzeba jeść. Jedzenie wzięliśmy z Polski. Trochę koron na miejscu wydaliśmy na pieczywo czy inną przekąskę ale tego też nie liczę. 


19 komentarzy:

  1. Niezwykły świat ,świat Troli

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż chciałoby się tam być :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic dodać, nic ująć. Hmm, coś się mi wydaje, że w przyszłym roku Norwegii ... cdn. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze mówisz Krzychu (Moje Flagi). Myślę, że można zrobić z tego taką tradycję ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi też się marzy taki wyjazd. W tej chwili brakuje mi namiotu i chciałbym się Was poradzić jakiego używacie. Na co zwrócić uwagę przy kupnie namiotu, który miałby posłużyć kilka dni w Norwegii?

    OdpowiedzUsuń
  6. My mamy namiot Hannah Troll S i jestem z niego zadowolony. Niby dwuosobowy ale bez większego problemu spaliśmy w nim w 3 osoby. Waży jakieś 3,5 kg więc to taka średnia półka. (na allegro 200zł). Zależy ile chcesz wydać i iloosobowy ma być. Wiadomo im jest lepszy tym też niestety droższy. Podczas tej podróży spotkaliśmy Anglika, który miał namiot jednoosobowy i ważył niewiele max 1,5kg! a to ważne jak podróżujesz z plecakiem. Jak podróżujesz w kilka osób to wiadomo ciężar można rozłożyć więc jest łatwiej. Oprócz wagi zwróć uwagę na wodoszczelność tropiku. Zwłaszcza jak się wybierasz do kraju dość deszczowego

    OdpowiedzUsuń
  7. Byliśmy w lipcu, deptaliśmy podobnym szlakiem. Zdjęcia Wasze prześliczne, moje nie wyszły tak piękne. Pozdrawiam i do zobaczenia znowu w Norwegii bo ja na pewno tam wrócę.....

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki :) my też chcemy wrócić bo to magiczny kraj, tylko tym razem chyba bardziej na północ:) Możemy połączyć siły jakby byli chętni :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Norwegia jest przepiękna co widać na załączonych zdjęciach. Przesyłam identyczna wyprawę w te same miejsca i jestem w szoku: podejście i zejście po starej kolejce kolo Oddy. ...ja szłam z boku gdyz ta kolej jak dla mnie byla zbyt męcząca i zbyt niebezpieczna z uwagi na mój lek wysokości. PS. Super relacja!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję :) Trasa kolejką była krótsza dlatego na nią padł wybór :) Zejście trasą kolejki okupiłem strasznymi zakwasami, które trochę zaważyły na planach na resztę wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może na zdjęciach nie widać jak stroma jest ta kolej i każde wejście/zejście po niej wymaga nie lada kondycji dlatego jeszcze raz gratuluję :) :) :)

      Usuń
  11. Ostatecznie mnie przekonałeś do wyjazdu do Norwegii. A teraz jeszcze zorze są, jak ta w Tromso! http://www.mojanorwegia.pl/zdjecia/tromso-167.html
    Bierę dzidę i idę. Btw. Twoje fotki są magiczne, mogę poprosić o model aparatu? ;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
  12. Super opis i zdjęcia - bajka po prostu. Muszę w tym roku tam pojechać!, Mam pytanie w jakim miesiącu zwiedzaliście Norwegię?

    OdpowiedzUsuń
  13. Zorza polarna to jedno z moich marzeń:) A ta w Tromso bajka. Aparat to amatorski nikon d3000, który prosi się już o zmianę. Do niego tacham dwa obiektywy szeroki 12-14 i sigme 50-150.
    Miło że się podoba. Byliśmy w sierpniu. Polecam czerwiec i lipiec - będzie cieplej :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki za info! Nikon d3000 to wcale nie jest najgorszy sprzęt, po zdjęciach widać, że daje radę :)

    OdpowiedzUsuń
  15. hmm, też zawsze chciałam zobaczyć Norwegię... ech... i co i jakoś tak marzenia się czasem spełniają ;-) 12 marca wyruszam do Bergen ;-) dzięki temu, że koleżanka tam emigrowała i zaprosiła ;-) Nie zobaczę tych wszystkich wspaniałych widoków, ale jakąś namiastkę by się zmobilizować i kiedyś wyruszyć i zobaczyć wszystko ;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia:) Udanej przygody zatem życzę. Na pewno się zakochasz i będziesz chciała wrócić:) Zwłaszcza, że w marcu faktycznie niektóre atrakcje mogą być trudniej dostępne. Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak byliśmy na Języku Trolla i widzieliśmy rozłożone tam namioty,nawet nie wiesz jak im zazdrościliśmy :) Ale i tak jestem szczęśliwa że tam byłam, to naprawdę magiczne miejsce

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzięki za przybliżenie norweskich krajobrazów ;) Pięknie zebrane zdjęcia, krajobrazy niesamowite.
    Trolle wydają się być naprawdę sympatyczne ;)

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania:)